Przejdź do treści Wyszukiwarka
Strona glwna

Artykuły

O potrawach wigilijnych na Mazowszu

Boże Narodzenie to święta jedyne w swoim rodzaju. Większość z nas kojarzy je z ciepłem domu rodzinnego, upominkami, choinką i wieczerzą. Właśnie tak, wieczerza jest istotnym elementem wieczoru wigilijnego. To wokół stołu zasiadają domownicy, modlą się przed uroczystą kolacją, składają życzenia. W pewien sposób stół jest centralnym miejscem (w dobrym tego słowa znaczeniu), wokół którego skupiają się domownicy, aby w nocnych godzinach wyruszyć na pasterkę. Tak jak i dziś ogromną uwagę zwracano na dania wigilijne, na ich przygotowanie, jak również na ich znaczenie, ponieważ na przysmaki patrzono przez pryzmat tradycji i wieloznaczności, w której zanurzony był dawny świat naszych przodków. W tym artykule postaramy się przybliżyć kilka kwestii dotyczących kulinariów i wieczerzy wigilijnej.

Do wieczerzy wigilijnej przygotowywano się starannie, a dobór potraw nie był przypadkowy. Według dawnej tradycji, znanej również na Mazowszu, potrawy powinny być wykonane z tego, czym obrodziło pole, las, sad, pasieka i woda, stąd obecność na wigilijnym stole potraw zarówno z grzybami, miodem, makiem, ale też z jabłkami, śliwkami, orzechami, czy kapustą, a także przysmaki z ryb słodkowodnych lub śledzi. Oczywiście z jednej strony taka sytuacja była efektem gospodarności ówczesnych pań domu, które dbały o zgromadzenie zapasów na zimę. Z drugiej jednak, mamy tu do czynienia z pewną formą magicznego zachowania wynikającego z wiary w jedność otaczającego nas świata i konieczność jego symbolicznego odzwierciedlenia podczas tej ważnej wieczerzy. Symboliczna jest również liczba potraw podawanych podczas Wigilii. Tak więc na włościańskim stole z reguły stawiano ich 3, 5 lub 7. Natomiast na dworach szlacheckich królowało 12 potraw wigilijnych. Jak można zauważyć, liczba potraw mogła być parzysta, jak i nieparzysta. Przyjrzyjmy się najpierw dwunastce. W pewien sposób nawiązywała ona do liczby apostołów towarzyszących Jezusowi. Symbolizuje ona także dwanaście miesięcy w roku. Możemy domyślać się, iż każda potrawa odpowiada miesiącowi, jest więc próbą magicznego zapewnienia sobie dobrobytu na nadchodzący rok. Jak można natomiast interpretować nieparzystość w wypadku ilości potraw pod strzechą chłopskiego domu? Otóż nieparzystość wprowadzała pewnego rodzaju otwartość, dynamiczność, sprawiała wrażenie możliwości zwiększenia w najbliższym czasie zapasów pożywienia i plonów. Można zauważyć, iż pragmatyzm i przesądy łączyły się ze sobą i tworzyły spójną całość.

Ze względów ekonomicznych najczęściej przygotowywano trzy potrawy. Najczęściej podawano kapustę gotowaną z grzybami lub grochem, kluski formowane w dłoniach. Gospodynie starały się, aby kluski te były duże, bowiem wierzono, że dzięki temu kłosy będą większe. Gospodarze podczas uczty wigilijnej podrzucali te kluchy wymawiając formułkę „Żeby kłosy latoś takie duże porosły”[1]. Jak zauważył Tomasz Czerwiński, popularnym daniem wigilijnym w okolicach Płocka, była zupa grzybowa na kwasie z kiszonej kapusty. Na wigilijnej ławie pojawiały się też śledzie podawane w kwaśnej zalewie[2]. Rzadziej przygotowywano potrawy z ryb słodkowodnych. Częstokroć uzależnione to było od bliskości jezior lub rzek. Ze względu na fakt, iż kolacja miała także wymiar zaduszkowy, na wigilijnej ławie nie mogło zabraknąć maku, posiadającego właściwości usypiające. Warto wspomnieć, że ta roślina uznawana była kulturach tradycyjnych za strawę istot z zaświatów. Zatem podczas kolacji spożywano mak w różnej postać, najczęściej na słodko. Dodawano go do klusek, ciast. Na Mazowszu Wschodnim dodawano go także (w późniejszym okresie) do potrawy znanej pod nazwą „kucija”. Do picia najczęściej podawano kompot zrobiony z suszonych owoców. Na wigilijnym stole nie brakowało również jabłek i orzechów, które do dziś pełnią niepoślednią rolę podczas Wigilii.

Jeszcze na początku XX wieku w wielu domach jadano z jednego naczynia, dlatego nikt nie przejmował się ilością miejsc przy stole. Dokładano jedynie jedną łyżkę, która była przygotowana dla zbłąkanego wędrowca. Poruszona została istotna kwestia tej uroczystej biesiady. Jest ona, o czym często zapominamy także ucztą zaduszkową, to znaczy, że mogą w niej brać udział dusze zmarłych bliskich. Motyw zabłąkanego wędrowca możemy uznać za późniejszy, aczkolwiek pod tego typu postacią mógł się ukrywać, według danych wierzeń, Św. Piotr lub sam Pan Jezus. W każdym razie „nadliczbowa” łyżka, w późniejszym okresie dodatkowa zastawa lub krzesło przy stole, wiążą się z wiarą w to, iż w niektóre dni dusze zmarłych przybywają na ziemski padół, by z nami przebywać i biesiadować.

Warto wspomnieć o słodyczach, których w tak szczególnym czasie nie mogło zabraknąć. Oczekiwano ich, ponieważ wbrew naszym wyobrażeniom ciastka lub placki nie gościły zbyt często w chłopskim menu. Jeszcze w latach 50. XX wieku z niecierpliwością (szczególnie dzieci) wyczekiwały kruchych ciasteczek z dodatkiem sody (tak zwanych sodziaków) lub ciast drożdżowych, które były najłatwiejsze do przygotowania. Dla wieczerzy wigilijnej charakterystyczne też były ciasta z makiem, najczęściej wypiekane na podkładzie drożdżowym. Dla upiększenia przyozdabiano placki paskami wykonanymi z ciasta, układanymi na kształt rombów. Ważną rolę odgrywał miód, którym słodzono chociażby mak. Dzieciom kupowano też cukierki, a także pierniki[3].

Święta Bożego Narodzenia kończyły okres postnego adwentu. Dlatego już pierwszego dnia świąt na stołach pojawiały się potrawy mięsne. W okolicach Płocka królował rosół gotowany na wołowym mięsie, które podawano oddzielnie. Gospodynie przygotowywały też kotlety mielone, zalewane gorącym tłuszczem, które można było odgrzać i podać na świąteczny stół[4].

Z naszego punktu widzenia, wieczerza wigilijna naszych przodków była skromna. Jednak pamiętajmy o tym, że żyli oni w odmiennych warunkach społecznych i kulturowych. Dzieci potrafiły cieszyć się drobnymi smakołykami takimi jak cukierki i pierniki, a dla dorosłych odskocznią dla monotonnego menu codziennego mogła być zupa grzybowa na kwasie z kapusty kiszonej, albo kluchy polane miodem z roztartym makiem.

[1] Tomasz Czerwiński, „Pożywienie ludności wiejskiej na północnym Mazowszu u schyłku XIX i XX wieku”, Ciechanów 2008, s. 323.

[2] Tamże, s. 325.

[3] Tamże.

[4] Tamże, s. 326.


Bibliografia:

Czerwiński T., „Pożywienie ludności wiejskiej na północnym Mazowszu u schyłku XIX i XX wieku”, Ciechanów 2008.


Autor: Robert Piotrowski

O potrawach wigilijnych na Mazowszu