Jak to bywa ze świętymi z początków chrześcijaństwa, ich żywoty to często zlepek wielu mniej lub bardziej prawdziwych życiorysów. Tak jest w przypadku Walentego – w pierwszych wiekach było ich co najmniej trzech, a niektórzy badacze mówią nawet o ośmiu. Najprawdopodobniej bohater lutowych obchodów to biskup Terni (miasta w środkowych Włoszech), który zmarł męczeńską śmiercią przez ścięcie mieczem. Żył w III wieku. Legenda głosi, że był młodym kapłanem, który potajemnie udzielał zakochanym parom zakazanych wówczas chrześcijańskich ślubów. Został za to skazany na karę więzienia. Przebywając w celi uzdrowił niewidomą córkę więziennego dozorcy. Podania mówią, że zakochał się w dziewczynie, a w przeddzień swojej egzekucji wysłał jej potajemnie liścik z wyznaniem miłości.
Kult Walentego, jako cudotwórcy i uzdrowiciela, bardzo szybko się rozwijał. Przedstawiany jest w stroju kapłana, z mieczem lub kielichem, w otoczeniu chorych, których uzdrawiał.
W Polsce Walenty czczony był jako patron chorych na epilepsję, podagrę oraz schorzenia psychiczne i nerwowe. Jeszcze na początku XX wieku na Kurpiach odprawiano w tym dniu uroczystości wotywne w intencji osób z problemami zdrowotnymi, podczas których trzykrotnie okrążano ołtarz z woskowymi wotami w postaci kulek i krążków (zwanych korunami – od korony cierniowej) oraz wyobrażeń ludzkich organów (rąk, nóg, serc, zębów). Modląc się przy tym, zgarniano kurz z kościelnych desek i wcierano go w chore miejsca.
Obecnie św. Walenty znany jest głównie jako patron zakochanych. Walentynkowe zwyczaje przywędrowały do nas z kręgu kultury anglosaskiej. Zazwyczaj święto to wypada podczas karnawału, czyli w okresie zabaw, dawnych swatów, zalotów i wybierania sobie przyszłych małżonków. Walentynki, jako dzień zakochanych, wpisują się swoim charakterem w karnawałową atmosferę.