Mistrzyni tkackiej prostoty
Genowefa Kargul z Wólki Modrzejowej to wyjątkowa twórczyni, z samorodnym talentem w przedmiocie, który wydawać się może prozaiczny. Wyrabianie chodników uważane jest za najprostsze w tkackim rzemiośle. Jednak rękodzieła pani Genowefy udowadniają, że mistrzostwo można osiągnąć w każdej dziedzinie.
Poza chodnikami, zwanymi powszechnie „szmaciakami”, a w okolicy Wólki Modrzejowej „gałganiarzami”, tkała także kilimy do zawieszenia nad łóżkiem, kapy na fotele i dywany na łóżka. Tkactwa nauczyła się „od kobiet w rodzinie, bo przecież kiedyś wszystkie potrafiły to robić”. Była zadowolona, że ma zdolności do tkania i może nim wypełnić pożytecznie swoje życie, a „chodniki się zawsze w domu przydadzą, bo dzięki nim jest ładniej”. Jej wyroby są precyzyjne, wykonane z doskonałym wyczuciem zestawianych kolorów i faktur różnych materiałów. Każdy stworzony przez panią Genowefę chodnik, kilim, czy dywan, charakteryzuje rytmiczność w komponowaniu pasów układanych na przemian: cieńsze i szersze. W jej dziełach wyraźny jest zamysł twórczy i precyzyjne wykonanie, powstające zawsze z całkowicie przypadkowej materii.
Twórczość z odzysku
Chodniki „gałganiarze” powstawały z „odzysku”, czyli „schodzonych” ubrań: rozmaitych odmian bawełny, trykotu, materiałów ze sztuczną domieszką, wełny, anilany. Najczęściej pani Genowefa cięła wszystko, co już nie nadawało się do noszenia: sukienki, bluzki, koszule, pruła także swetry. Przygotowanie zaczynała od wyprania wszystkich tkanin, a następnie pocięcia na równe jednocentymetrowe paski (koniecznie bez pozostawiania szwów) i wyprasowania tak uzyskanego surowca.
Przygotowany wątek nawijała na cewki, które mocowała na specjalnym nawijaku, tzw. potaku i rozpoczynała tkanie chodników. „Trzeba uruchomić wyobraźnię” – jak opowiadała, aby połączyć ze sobą to, co było kiedyś odzieniem codziennym i świątecznym, noszonym przez całą rodzinę i sąsiadów ze wsi, scalając „te różne życia” w chodniki. Gotowy chodnik maglowała jeszcze na ręcznej maglownicy, „by lepiej się prezentował”.
Wciągające zajęcie
W jej domu krosna do tkania stały rozłożone cały rok, zawsze w gotowości do użycia. Artystka często zapominała o czasie, pracując nieraz do późna w nocy, „bo tak to tkanie wciągało”. Używała dwóch warsztatów, które miały wspólną ramę: wąskiego do chodników, kilimów i kap na fotele oraz szerokiego do dywanów na łóżko.
W swoich najlepszych latach miała dużo zamówień. Była wielokrotnie nagradzana podczas Iłżeckich Jarmarków Sztuki Ludowej, organizowanych przez Towarzystwo Ochrony i Promocji Ginących Zawodów. Sierpniowe spotkania mają charakter konkursu z nagrodami oraz warsztatów, podczas których twórcy bezpośrednio prezentują swoje umiejętności. Genowefa Kargul uczestniczyła we wszystkich pokazach, które odbywały się w Iłży od 1994 do 2015 roku. Wspomina także, że miała wystawę swoich prac w bibliotece w Rzeczniowie i „to było bardzo przyjemne pokazać swoje wyroby i dostać parę groszy”.
Zanikająca umiejętność
Nigdy nie zabiegała, by należeć do Stowarzyszenia Twórców Ludowych. Nie przywiązywała też wagi do dokumentowania swojej twórczości, chociaż „wszystkie nagrody ją bardzo cieszyły”. Cieszyło także, że ludzie chętnie od niej kupowali, zamawiali, a nawet przyjeżdżali z daleka specjalnie po jej wyroby. Pani Genowefa opowiadała, że „pojawiała się pani z Sandomierza, która zawsze płaciła jej więcej, niż ona sama chciała i górale, po derki na konie”. Wiele rękodzieł rozdała swojej rodzinie.
Ostatnie tkackie dzieła pani Genowefy zdobią jej własne mieszkanie. Łóżka są przykryte dywanami, na ścianach wiszą kilimy, a podłogi wyłożone są chodnikami. Najbardziej żałuje, że nikt w rodzinie nie kontynuuje tradycji rękodzielniczych, a jej warsztat tkacki „czeka na osnucie”. Pani Genowefa dodaje, że „w okolicy została jeszcze jedna tkaczka – Jadwiga Czubak i w niej jest nadzieja, jak i w kolejnym pokoleniu”.